Drzewo Krzyża to drzewo życia z Edenu
Liturgia Męki Pańskiej prowadzi nas w taki sposób, aby skupić nasze myśli i nasze spojrzenie na krzyżu – mówił ks. Piotr Celejewski w Wielki Piątek w Świątyni Opatrzności Bożej.
Wielu ludzi może pomyśleć, że jest to pewna przewrotność, a nawet skandal: aby taką czcią otaczać narzędzie cierpienia, porażki i hańby. Tymczasem krzyż jest znakiem o wiele głębszym i większym niż nam się wydaje w pierwszej chwili.
Z opisu Męki Chrystusa wg św. Jana ks. Piotr Celejewski wyciąga tylko – jak podkreśla „jedno, niewinne słowo – OGRÓD”. Tylko św. Jan to zauważa – mówi ks. Piotr. „A w miejscu, w którym Go ukrzyżowano był ogród” (J 19,41-42).
Bardzo stara tradycja mówi o tym, że Set, trzeci syn Adama i Ewy, po śmierci swojego ojca na jego grobie zasiał nasiona, które pochodziły z ogrodu Eden. Drzewo na krzyż według tej tradycji zostało wzięte właśnie z drzew zasianych przez Seta. Otóż, jesteśmy w ogrodzie. Bo Ewangelia nie opowiada jakiejś historii z przeszłości. Ona czyni nas uczestnikami tego, co przed chwilą usłyszeliśmy.
Jesteśmy w ogrodzie, do którego po grzechu Adama człowiek nie miał wstępu. Jesteśmy w ogrodzie, w którym cała historia ludzkości się zaczęła. Jesteśmy w ogrodzie, aby na nowo spotkać się z Bogiem. Bogiem, który chce odsłonić przed nami piękno swojej miłości. I pod drzewem rajskim, i pod drzewem krzyża możemy zobaczyć, kim jest i jaki jest Bóg.
Najpiękniejszy spośród synów ludzkich, posiadający cały blask, został całkowicie oszpecony i tego blasku pozbawiony. „A kiedy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32) – w Ewangelii św. Jana jest greckie słowo, które mówi o atrakcyjności. W życiu spotykamy czasem kogoś, kto jest dla nas atrakcyjny, pociągający. Taki jest Bóg. Bóg jest dla nas pociągający swoją Miłością. Zachwycający tym, jak On nas kocha.
W krzyżu my nie adorujemy cierpienia. W krzyżu adorujemy miłość. „Nikt nie zatrzyma mojej miłości do Ciebie.” Ani cierpienie, ani jego nieuchronność, ani jego realna perspektywa. Chcę i będę cię kochał, mówi Bóg. Ból nie zatrzyma mojej miłości. Nie ma nic piękniejszego niż gotowa na zranienie bezwarunkowa miłość. Taki jest Bóg. I to Chrystus właśnie.
I dzisiaj mamy uklęknąć przed takim Bogiem, który jest w stanie zatracić samego siebie, abym ja mógł żyć. Który jest w stanie stracić własne życie, abym ja to życie mógł posiąść.
Ale nie mamy tylko adorować krzyża. Krzyż jest postawiony przed nami, abyśmy w nim naszymi oczami ujrzeli drzewo z Edenu, drzewo z raju, drzewo życia.
Adoracja ma w nas rozbudzić głód. Głód prawdziwego życia. Ona ma powodować w nas pewną skrutację, ma zadawać pytanie: co jest w stanie ciebie nasycić? Żeby twoje życie, życie śmiertelnej istoty miało sens.
Patrząc na tak kochającego Boga, patrząc na drzewo życia, chcę powiedzieć: pragnę żyć jak Chrystus, chcę umieć kochać jak On, przebaczać jak On, być dobrym jak On. Dlatego każdy z nas jest dziś zaproszony, aby podejść do drzewa życia – do krzyża i zobaczyć, że to drzewo ma na sobie owoce zdatne do spożycia. Owoce, którymi możemy się nasycić, nakarmić. W całej adoracji krzyża chodzi o to, abyśmy zobaczyli, że tym owocem, którym jest Ciało mojego Boga, mam nakarmić swój głód życia. Bo każdy z nas jest głodny prawdziwego życia, które ma sens.
W centrum dzisiejszej Liturgii jest krzyż. Ale w centrum życia każdego z nas, mojego i twojego też jest krzyż. Krzyż jest największym znakiem nadziei: że nawet to, co się wydaje bezpowrotnie stracone, takim nie jest. Bo tylko Bóg potrafi spowodować to, aby porażkę przemienić w zwycięstwo, słabość w siłę, hańbę w chwałę, śmierć w życie. Taki jest Bóg.
Bóg w swoim krzyżu wchodzi zwycięsko w ten świat, w którym nie było dla Niego miejsca. I ostatecznie nie ma miejsca, z którego można by było Boga wykluczyć.
Jesteśmy zaproszeni, aby podejść do drzewa krzyża, do drzewa życia. I się nasycić. Abyśmy byli żywi. Aby życie było w nas.