Wierzysz, że w Eucharystii jest żywy Jezus? Ks. prof. Chrostowski wyjaśnia 3 wymiary Eucharystii
Przyjmując Eucharystię, karmiąc się Nią, powinniśmy mieć o Niej pełniejsze rozeznanie – mówił ks. prof. Waldemar Chrostowski podczas tegorocznych rekolekcji wielkopostnych w Sanktuarium Opatrzności Bożej. Przypominając nauczanie św. Jana Pawła II, wskazał na trzy wymiary Eucharystii.
„Nie zostawię was sierotami…”
Wymiar pierwszy to obecność Pana Jezusa. Podczas 3 lat swojej ziemskiej publicznej działalności Jezus chodził po drogach Galilei, Samarii, Judei; docierał na tereny dzisiejszego Libanu i północnej Jordanii, do miast Fenicji, do Dekapolu. Dotarł wreszcie do Jerozolimy i tam dopełnił się Jego los. Można było za Nim chodzić, można było Go dotykać, można było Go słuchać, można było Mu towarzyszyć. I szły za Nim czasami tłumy, czasami jakaś garstka. Szli za Nim mężczyźni i do końca towarzyszyły Mu kobiety. Pozostawali Mu wierni. Ale nie brakowało też takich, którzy odchodzili, którzy się zniechęcali.
A gdy zbliżał się czas Jego odejścia do Ojca, wtedy zapowiedział ustanowienie Eucharystii. Najpierw w synagodze w Kafarnaum, nawiązując do daru manny na pustyni podczas wyjścia Izraelitów z ziemi egipskiej. A potem powracał do tego przede wszystkim w wieczerniku w swojej mowie, która została nazwana arcykapłańską. Mówił: „Nie zostawię was sierotami, przyjdę do was” (J 14,16-18) . W Ewangelii św. Jana zostały zapisane te słowa, które stanowiły motto Jezusowego pielgrzymowania: „umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). Pozostał z nami w Eucharystii. Jest w Niej obecny.
Oto stoję u drzwi i kołaczę
Od niepamiętnych czasów teologowie, myśliciele chcieli zrozumieć Eucharystię, chcieli Ją wytłumaczyć i zracjonalizować. Poczynając od czasu św. Tomasza, pojawiła się teologia Eucharystii, która wyjaśnia, że podczas mszy świętej dokonuje się transsubstancjacja. Po polsku: przeistoczenie.
Chleb i wino w swojej przypadłości, w swoim kształcie i wyglądzie, w swoim smaku, uczył św. Tomasz, pozostają takie same. Ale istota chleba i wina się zmienia. Istota to Ciało i Krew Chrystusa. Jeżeli komuś to tłumaczenie filozoficzne wystarczy, to dzięki Bogu – mówił ks. prof. Chrostowski. – Ale powinniśmy mieć świadomość, że Eucharystię najlepiej, najgłębiej rozumieją nie ci, którzy o Niej dywagują, rozprawiają. Eucharystię najlepiej, najgłębiej rozumieją ci, którzy Ją przyjmują, którzy się Nią karmią. Kiedy przyjmujemy Komunię Świętą, to jest ta błogosławiona chwila, w której otwieramy nasze wnętrze dla obecności samego Chrystusa. „Oto stoję u drzwi i kołaczę…” to znaczy: czekam na zaproszenie do twojego serca.
– Eucharystia jest najlepiej zrozumiała właśnie wtedy, bo Eucharystia jest tajemnicą Miłości, podkreślał kapłan. – Można o miłości rozprawiać, można pisać, można robić sympozja, konferencje i narady. Można starać się podawać definicję miłości. Ale najlepiej przeżywają i rozumieją miłość ci, którzy jej doświadczają. I tak samo jest z Eucharystią. Żeby zrozumieć Jej błogosławione owoce, trzeba Ją przyjmować. Z pobożnością i z głęboką wiarą.
Czy ksiądz naprawdę wierzy, że to jest Pan Jezus?
– Pomógł mi to zrozumieć kilkanaście lat temu człowiek, z którym wspólnie wracaliśmy pociągiem z Torunia – wspomina ks. prof. Chrostowski. – Przez 10 lat obok wykładów w Warszawie miałem wykłady na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Początkowo co tydzień, później co dwa tygodnie trzeba było tę trasę: Warszawa-Toruń pokonywać. Najczęściej pociągiem. Patrzyłem na przystankach, jak zmieniają się pory roku, jak dzieci rosną, jak zmieniają się pasażerowie. I pewnego jesiennego wieczoru naprzeciw mnie w przedziale usiadł mężczyzna. Znałem go z widzenia z uniwersytetu. Gdzieś na wysokości Aleksandrowa Kujawskiego patrzy na mnie i mówi: Pan to chyba jest księdzem. Odpowiedziałem: Tak. I cisza. Pociąg jedzie i jedzie, ciemno i zimno na zewnątrz. Po długim milczeniu nawiązuje się rozmowa. A rozmowa jest o niczym. Widać, że mężczyzna chce zapytać o coś, a to, co do tej pory, jest tylko pretekstem. I w pewnym momencie mówi do mnie tak: Ja mam do księdza pytanie. Ale albo mi ksiądz na nie odpowie szczerze, albo proszę nie odpowiadać wcale. Odpowie mi ksiądz szczerze? Pomyślałem sobie, że tak, że odpowiem mu szczerze, najszczerzej jak potrafię. A on… Trwało to długą chwilę. Widać było, że się wahał, może się wzbraniał, może uważał, że to niestosowne albo niewłaściwe. W końcu mówi do mnie tak: Jak ksiądz odprawia mszę świętą, jak ksiądz trzyma w ręku ten opłatek, to ksiądz naprawdę wierzy, że to jest Pan Jezus? Nikt nigdy mi takiego pytania nie zadawał. W seminarium uczono nas tak zwanej sakramentologii, ale nikt nie pytał o wiarę. Ten człowiek był pierwszy. Zastanowiłem się głęboko. I chciałem być szczery i odpowiedziałem mu tak, jak rzeczywiście jest. Że tak, że wierzę. Ale zdałem sobie sprawę z tego, że nie przeżywam tego dostatecznie głęboko. A gdy mu powiedziałem: tak, wierzę, znów zapadła cisza. A potem on mówi: Jak ja księdzu zazdroszczę. Ja tak chciałbym wierzyć. Od tej pory, kiedy sprawuję mszę świętą i kiedy przychodzi moment Przeistoczenia, to mam w pamięci tę rozmowę i tego człowieka.
Msza święta jest Ofiarą
Drugi wymiar Eucharystii, na który zwrócił uwagę Jan Paweł II, ukazuje, że msza święta jest Ofiarą. Co to znaczy?
– Od niepamiętnych czasów ludzie są religijni. Tam, gdzie nie ma religii, tam są zabobony i przesądy – mówił ks. prof. Chrostowski. – Ci, którzy są religijni, chcą Panu Bogu coś dać. I tak było również w biblijnym Izraelu. Składano Bogu rozmaite ofiary: z plonów, z pokarmów, z płynów, ale także ofiary ze zwierząt: dużych zwierząt, średnich zwierząt domowych, małych zwierząt i ptactwa, zwłaszcza gołębi i synogarlic.
Przed świątynią w Jerozolimie był ustawiony ołtarz kamienny, z nieciosanych kamieni i na tym ołtarzu codziennie składano ofiary ze zwierząt. Możemy sobie wyobrazić, że przez tysiąc lat istnienia tej świątyni, od czasów Salomona w X wieku przed Chrystusem do 70. roku po Chrystusie, kiedy została zburzona przez Rzymian, na tym ołtarzu przelała się krew setek tysięcy zwierząt. To była ogromna niesprawiedliwość. Dwojaka.
Po pierwsze, im więcej ludzie grzeszyli, tym więcej zwierząt przepłacało to swoim życiem. Rozlegał się tam płacz stworzenia. Bo zwierzęta czują swoją śmierć. Ale była również inna niesprawiedliwość. Ta, o której mówili prorocy. Mówili, że Bóg nie chce waszych ofiar, nie chce krwi waszych zwierząt, nie chce dymu ofiarnego. Chce waszych serc. Ale o serca znacznie trudniej niż o przyprowadzenie zwierzęcia i zabicie go. I prorocy nieustannie przypominali o czystości tego kultu, o tym, że to, co człowiek może dać Bogu, pochodzi przede wszystkim z jego wnętrza, a nie z jego zagrody dla owiec i bydła.
Ofiara Wielkiego Piątku
Aż do czasów Jezusa sprawowany był taki kult. Pewnego dnia, w ostatni Wielki Piątek życia Jezusa, w bliskości tego kamiennego ołtarza, już nie po nieciosanych kamieniach, tylko po nieobrobionym drzewie krzyża spłynęła krew Zbawiciela. I tam te wszystkie ofiary przestały być potrzebne. Jeszcze były składane przez 40 lat, do roku 70. Ale Pan Jezus powiedział, że ten kult musi się skończyć, a ze Świątyni nie zostanie kamień na kamieniu. Tak się stało.
Próbowano ją odbudować. I raz, i drugi. Podczas powstania Bar Korby w II w., za cesarza Juliana Apostaty w IV w., za cesarza Napoleona Bonnapartego po koniec XVIII w. Żadna z tych prób nie udała się. Nadal są próby i wysiłki, by ją odbudować. Ale już chyba nie po to, by składać tam krwawe ofiary ze zwierząt, bo to w naszym świecie jest raczej nie do pomyślenia – podsumował ks. prof. Chrostowski.
Po Męce i Śmierci Jezusa pierwsi chrześcijanie chodzili do Świątyni nie po to, żeby składać ofiary, tylko po to, żeby się modlić. Mieli świadomość, że śmierć Jezusa Chrystusa ma wartość zbawczą i stanowi radykalną nowość względem Starego Testamentu.
W każdej mszy świętej ten wymiar się powtarza. Nie tylko symbolicznie, ale również rzeczywiście się uobecnia. Msza święta jest ofiarą, ale nie musimy już patrzeć na krew zwierząt. Nie musimy słuchać tego płaczu stworzenia. Kapłan mówi: „Bierzcie i jedzcie. To jest Ciało Moje. Bierzcie i pijcie. To jest Krew Moja”. Jezus ofiaruje się za nas i za zbawienie świata. A Jego Śmierć mająca wartość zbawczą, uobecnia się w każdej mszy świętej. Dlatego kiedy przychodzimy na mszę świętą, trzeba mieć żywą świadomość włączenia się w tę Chrystusową ofiarę.
Obecność na mszy świętej wymaga naszego czasu, wyjścia z domu, decyzji, poświęcenia się. Nie wszystkich na to stać, podkreślił kaznodzieja. Ale ci, którzy biorą udział w Eucharystii, ten wymiar ofiary powinni mieć stale na widoku.
Kielich mszalny z duszą
Był on również widoczny w historii Kościoła, kiedy mszę świętą trzeba było sprawować w warunkach ekstremalnych. Może kiedyś będziecie w Drohiczynie, mówił ks. Chrostowski. Jest tam Muzeum Diecezjalne, a w nim kielich mszalny z duszą. Pod tym kielichem na trzonie dorobiona była oprawa, w którą wkładano gorące rozpalone węgle. To był kielich, z którym kapłani sprawowali mszę świętą na Syberii, przez całe lata. W okolicach Jakucka byli tam nasi zesłańcy. Temperatury dochodziły tam zimą do -40, -50 stopni. Nie sposób było tego żelaznego kielicha trzymać w ręku. Ale rozgrzany mógł być trzymany.
Ten wymiar ofiary był również wtedy, kiedy w rozmaitych łagrach, obozach koncentracyjnych, gdzie był kapłan, zbierano się. Kobiety sporządzały coś na podobieństwo stuły. I modlono się. A gdy tylko to było możliwe, sprawowano mszę świętą. To prawdziwa ofiara.
I my uczestnicząc we mszy świętej, powinniśmy przynieść tutaj ze sobą to, co dla nas jest trudne, co bolesne – wszystko to, co wymaga ofiarowania Bogu.
„Kadosz” znaczy „inny”
Jest również trzeci wymiar. Eucharystia buduje wspólnotę. Widzimy to i przeżywamy zawsze wtedy, kiedy jesteśmy na mszy świętej. Kiedy wchodzimy do kościoła, nikt nas nie pyta o poglądy, o zapatrywania, o opinie polityczne, o naszą przeszłość czy naszą teraźniejszość, mówił ks. prof. Chrostowski. Przychodzimy tutaj wszyscy na jednakowej zasadzie. Siadamy obok siebie. Modlimy się obok siebie. Przychodzą także ci, którzy nie są naszymi rodakami. Staramy się tu ich w rozmaity sposób wspomagać, organizując różne akcje dobroczynne. Tu jesteśmy inni niż na ulicy, niż w tramwaju, niż w sklepie, inni niż w miejscu pracy. Troszeczkę też inni niż w rodzinie. Tu wszystko ustępuje miejsca temu, że ocieramy się o świętość.
„Święty” to po hebrajsku „kadosz”. Słowo „kadosz” znaczy „inny, odmienny”. Świątynia jest inna. Kościół jest inny niż teren wokoło. To teren sakralny. I przekraczając ten próg świątyni, stajemy się inni. Jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być. Dla siebie nawzajem życzliwi, wyrozumiali, pomagający sobie.
Eucharystia buduje wspólnotę
Wyjdziemy stąd i być może coś z tego pryśnie. Ale także coś z tego zostanie. Eucharystia buduje wspólnotę. Wspólnotę, która wzrasta i umacnia się w atmosferze świętości. Dlatego tak bolesne są przypadki, kiedy ta sfera sakralna jest naruszana. Nie może to być nam obojętna – podkreślał ks. prof. Chrostowski. – Kościół nie jest takim miejscem jak sklep, jak supermarket, jak dworzec kolejowy. Nie jest punktem usługowym.
Jest miejscem świętym, gdzie nasza wspólnota nabywa świętego przeznaczenia, świętego ukierunkowania. Starajmy się o tym pamiętać – napominał duszpasterz. – Starajmy się również pamiętać, że gdy wychodzimy ze świątyni po modlitwie, to powinniśmy dawać świadectwo tej świętości, która stała się naszym udziałem. To właśnie przypominał nam Ojciec Święty Jan Paweł II: Eucharystia jako obecność Jezusa Chrystusa, Eucharystia jako Ofiara Jezusa Chrystusa i Eucharystia jako rzeczywistość, która buduje naszą wspólnotę. Ten ostatni wymiar ma szczególną wymowę w Komunii Świętej.
Komunia Święta
Słowo „komunia” pochodzi z języka łacińskiego. „Communio” znaczy „wspólnota, jedność”. Przyjmując Komunię Świętą łączę się, stanowię jedno z Bogiem. Użyczam Mu swojego ciała, ale również buduję wspólnotę ze wszystkimi, którzy są obok. I w ogóle ze wszystkimi ludźmi, niezależnie od tego, kim są. Bo Eucharystia ma wymiar kosmiczny.
Nie chodzi tylko o budowanie wspólnoty na poziomie ludzkim, horyzontalnym. Kościół nie jest li tylko instytucją dobroczynną, charytatywną. Karmimy, budujemy studnie, dostarczamy jedzenia – to wszystko ważne. Ale byłoby nieporozumieniem, gdybyśmy dając innym chleb, zaniechali dawania Boga – podkreślił kapłan.
Naśladować dobroć Boga
Nasza wiara nie wyczerpuje się w wymiarze doczesności. Kieruje nasz wzrok ku Zmartwychwstaniu i ku Uwielbionemu Panu. Nie poprzestajemy na tym, że chcemy być dobrymi ludźmi. Chcemy być ludźmi zbawionymi, przyjętymi przez Boga, powołanymi do życia wiecznego i godnymi tego życia. Dlatego horyzonty Kościoła wykraczają poza doczesność. Kierują nasz wzrok ku Bogu, ku życiu z Bogiem, mówił ks. prof. Chrostowski. Ile razy czynimy coś dobrego, to nie dla osobistej satysfakcji, nie na pokaz, nie z litości, nie z miłosierdzia nawet. Ale ze względu na to, że chcemy naśladować dobroć Boga. I że chcemy być świadkami Boga w świecie, który tego świadectwa bardzo potrzebuje. Eucharystia jest w tym nieocenioną pomocą.