Wyzwanie życia – komentarze artystów o kreacji i pracy nad rzeźbą Chrystusa Zmartwychwstałego
O rzeźbie Chrystusa, która zdobi ścianę ołtarzową Świątyni Opatrzności Bożej, rozmawiamy z głównymi twórcami dzieła: prof. Adamem Myjakiem, Kingą Smaczną-Łagowską i Albertem Mikołajem Kozakiem.
Podjęli się Państwo aranżacji ściany prezbiterium Wotum Narodu za odzyskaną wolność. Czy czują Państwo brzemię tego zadania?
Prof. Adam Myjak: Tak, to ogromna odpowiedzialność i wyzwanie, największe w moim zawodowym życiu. Tym większe, że kardynał Kazimierz Nycz, stawiając przede mną to zadanie, pozostawił wolną rękę w jego realizacji. Wiedziałem jedynie, że na ścianie ołtarzowej powinien pojawić się motyw zmartwychwstania.
Od razu podjął się Pan tego zadania?
Prof. Adam Myjak: Sztuka jest najbardziej szlachetnym czynem, który może podjąć człowiek. A sztuka sakralna, która ma prowadzić do Boga, jest tej twórczości szczytem, a jednocześnie zaszczytem. Metropolita warszawski zaproponował to dzieło nie tylko mnie, ale także mistrzowi, profesorowi Gustawowi Zemle, który związany jest z Akademią Sztuk Pięknych od sześćdziesięciu pięciu lat. On także był jej prorektorem, dziekanem, a przede wszystkim profesorem na Wydziale Rzeźby. Kiedy otrzymuje się prośbę o zaaranżowanie ściany ołtarzowej w tak ważnej dla naszej ojczyzny Świątyni, nie można tak po prostu odmówić. Przecież to jakby tworzyć na Wawelu albo na Jasnej Górze! Kiedy wychodziliśmy ze spotkania z kardynałem, profesor Zemła spojrzał na mnie znacząco. Wiedziałem, że miałby wielkie pragnienie, by podjąć się tego zadania, ale nie może tego zrobić z powodu zaawansowanego wieku. Ma już przecież dziewięćdziesiąt dwa lata. Z drżeniem serca przyjąłem więc prośbę metropolity warszawskiego. Poprosiłem jedynie, bym mógł ją zrealizować z moimi uzdolnionymi asystentami. Kardynałowi spodobał się pomysł. Zasugerował nawet, by włączyć w tę realizację także studentów Wydziału Rzeźby. W ten sposób figura Chrystusa Zmartwychwstałego była wykonywana przez wiele osób. Rzeźba powstawała w pracowni przy Krakowskim Przedmieściu.
Kinga Smaczna-Łagowska: Prace nad nią zorganizowaliśmy tak, by powstawała w czasie przerwy wakacyjnej, a więc nie ingerowała w zajęcia, w których uczestniczą tu studenci. Rzadko się jednak zdarza, by mieli oni okazję brać udział w tak monumentalnym projekcie, dlatego ci, którzy mogli mu poświęcić swój wolny czas, zdobyli unikalne doświadczenie. Nasza pracownia na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie jest jednym z niewielu miejsc, gdzie mogła powstać ośmiometrowa rzeźba Chrystusa. Jednocześnie studenci Pracowni Rzeźby profesora Adama Myjaka mieli możliwość pracy nad absolutnie niezwykłą realizacją. Taki dydaktyczny eksperyment okazał się bardzo owocny.
Jak przebiegały prace nad projektem?
Albert Mikołaj Kozak: Każda tego typu rzeźba powstaje najpierw w sercu i głowie. Praca zaczyna się od rysunków, szkiców i wizualizacji. Cały proces twórczy przebiegł wyjątkowo sprawnie, niczego nie zabrakło. Glinę czy stal wykorzystaliśmy do ostatniego grama, jakby były odmierzone nie przez nas. Wcześniej jednak dokładnie obejrzeliśmy Świątynię Opatrzności Bożej i ścianę ołtarzową…
Prof. Adam Myjak: …która świetnie udała się architektom Świątyni. Mojej wyobraźni ukazała się na niej monumentalna postać Chrystusa, który w ciszy szarości tej ściany, już nie cierpiący, ale chwalebny, pokonujący więzy śmierci, przemawia niezwykłą siłą, świeci niewymownym blaskiem. Wiedzieliśmy już, że sam Zbawiciel wystarczy. Nie potrzebuje żadnych ozdób.
Albert Mikołaj Kozak: Dopiero stworzenie modelu rzeźby pozwoliło na przedstawienie kompozycji metropolicie warszawskiemu. Pokazaliśmy kardynałowi dwie różne wersje, które powstawały w oparciu o dyskutowaną wspólnie koncepcję.
A to dopiero początek…
Kinga Smaczna-Łagowska: Mniej więcej rok temu rozpoczęliśmy przygotowania do realizacji pełnowymiarowej rzeźby. Wymagało to dostosowania pracowni: ustawienia rusztowań, zgromadzenia niezbędnych materiałów i narzędzi, przeniesienia na ścianę obrysu sylwety figury w docelowej skali za pomocą rzutnika. Nieczęsto mamy okazję przygotowywać tak wielki projekt. Samo budowanie i montaż podkonstrukcji utrzymującej rzeźbę, cięcie metalu, spawanie, kotwienie, a potem budowa konstrukcji wewnętrznej rzeźby z profili i prętów stalowych oraz przygotowanie drewna to żmudna praca, która nie udałaby się bez pomocy studentów. Dzięki nim mocowanie drewna do konstrukcji stalowej, wypełnianie formy styropianem, pianką i siatką stalową, przygotowanie krzyżyków do konstrukcji, czyli skręcanie drutem pociętych elementów drewna i ich mocowanie, trwało nie miesiące, ale jedynie tygodnie. Gdy konstrukcja była gotowa, mogliśmy przystąpić do narzucania na nią gliny i właściwego jej formowania, rzeźbienia i nawilżania oraz zabezpieczania przed wysychaniem za pomocą folii malarskiej. Te wszystkie działania odbywały się pod czujnym okiem profesora Adama Myjaka.
Prof. Adam Myjak: To dlatego jeden autor nie podoła takiemu zadaniu. Chyba że miałby na to pół życia. Muszę przyznać, że cały czas byłem pełen obaw, może nawet trwogi, czy to się uda. Praca zespołowa wywoływała jednak entuzjazm, nie tylko we mnie.
Albert Mikołaj Kozak: Wystarczy sobie uświadomić, że na powstanie rzeźby zużyliśmy trzy tony stali, kilka metrów sześciennych drewna i sześć ton gliny. To naprawdę ogromne przedsięwzięcie, któremu można było sprostać jedynie dzięki wspólnej wizji. Musieliśmy się nawet upewnić, że konstrukcja budynku wytrzyma takie obciążenie.
Czy były obawy o zawieszenie rzeźby na pochylonej i zaokrąglonej ścianie Świątyni?
Prof. Adam Myjak: To było jedno z kluczowych wyzwań. Zawieszona osiem metrów nad prezbiterium ośmiometrowa rzeźba sama wychyla się jeszcze o mniej więcej dziesięć stopni w kierunku wiernych. Z tego względu uznaliśmy, że nie będzie wykonana w metalu, ale w odlewie z żywic.
Kinga Smaczna-Łagowska: To z kolei wymagało oczywiście podziału rzeźby na elementy i przygotowania formy gipsowej. Tuż przed Świętem Dziękczynienia, podczas którego wierni po raz pierwszy zobaczyli dzieło, została jeszcze pokryta polichromią w kolorze mosiądzu, która komponuje się z tłem.
Prof. Adam Myjak: Rzeźba zajęła centralne miejsce na ścianie prezbiterium. Jej tło stanowi pas, mający początek przy posadzce prezbiterium i koniec przy świetlikach na samej górze ściany. Pas w odcieniu złota ma szerokość czterystu jedenastu centymetrów, dokładnie taką, jak ołtarz, stanowi więc jego wizualne przedłużenie. To symbol drogi prowadzącej do nieba. Jej źródłem jest sprawowana Eucharystia, jej szczytem wieczność w rękach Bożej Opatrzności, do której zmierzamy. Nad głową figury znajduje się struktura dyskretnie symbolizująca krzyż. Nie chcemy na nim się skupiać. Najistotniejsze jest zmartwychwstanie, najważniejsze wydarzenie w dziejach świata.