Strzeżmy pilnie tego skarbu! Rocznica męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki
„Mówił, że kapłan nie może uchylać się od pracy dla dobra Kościoła i Ojczyzny i chować głowy w piasek, gdy tylu ludzi cierpi prześladowania i więzienia” – tak ks. Jerzego Popiełuszkę wspomina ks. Teofil Bogucki, jego przyjaciel i ojciec duchowy, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w latach 1974-87. Dziś w rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego będziemy się modlić przy Jego relikwiach w powstającym w Wilanowie Sanktuarium Opatrzności Bożej.
„Pytają ludzie, którzy go nie znali, jaki był na co dzień, w towarzystwie (…). Był człowiekiem prostym i dobrym. Nie chorował na wielkość, nie udawał bohatera, nie lubił oklasków. (…) Bardzo koleżeński i ze wszystkimi za pan brat. Gotów pójść w każdej chwili tam, gdzie go biskup pośle. (…) Dużo miał wdzięku osobistego i dlatego przyciągał do siebie wszystkich. Był bardzo delikatny, nikogo nie obraził, nie pamiętał urazy” – tak pisze o ks. Jerzym na kartach książki >>Popiełuszko. 1947-1984, walka, męczeństwo, pamięć<< ks. Bogucki.
„Czy był towarzyski? Wśród tych, z którymi łączyła go przyjaźń, wśród młodzieży i hutników, był bardzo towarzyski i oddany. Źle się jednak czuł w towarzystwie salonowym. Wówczas nie zabierał głosu, siedział zamyślony, widać było, że ten człowiek duchem jest gdzie indziej. Wysuwał się po cichu i biegł do swoich spraw.
Był dzielny i odważny. Nie powstrzymały go od pracy dla dobra drugiego człowieka, dla „Solidarności”, dla Ojczyzny, żadne pogróżki, listy ostrzegające, szantaże, ścigania i wtrącenie do więzienia, liczne przesłuchania, napady w czasie podróży.
Nic go nie odstraszało, szedł odważnie do celu. Wyzbył się lęku. Mimo próśb swoich przyjaciół i gróźb nieprzyjaciół, nie uciekał i sam szedł naprzeciw niebezpieczeństwom. Ostatni etap jego życia był tego szczególnym dowodem. Przyjaciele chcieli towarzyszyć mu w drodze – która okazała się jego ostatnią – z Bydgoszczy do Warszawy, lecz odmówił. Chciał Waldemar Chrostowski, kierujący ich samochodem na tej ostatniej drodze, minąć rzekomych milicjantów, którzy przygotowali zasadzkę między Bydgoszczą a Toruniem, ale ks. Jerzy kazał się jednak zatrzymać.
(…) A bywało, że tych, którzy jeździli za nim trop w trop, potrafił wyprowadzić w pole, ginąc im z oczu w zakamarkach ulic warszawskich. Zdobywał się nieraz na fortele. Oto pewnego razu wyjeżdżał poza Warszawę. Przebrał się, przyprawił sobie wąsy i brodę i tak nierozpoznany minął wszystkie straże i szczęśliwie dotarł do celu.
W przeddzień porwania i śmierci pilnującym go dzień i noc trzem drabom w samochodzie zaproponował (…) czarną kawę na rozgrzewkę, co zostało przyjęte z oburzeniem.
Był pełen życia i werwy, a jednocześnie opanowany, łagodny i dla wszystkich życzliwy. Był kapłanem o szerokich horyzontach. Nie ograniczał się bowiem tylko do pracy duszpasterskiej w parafii, ale myślą swoją ogarniał wszystkie ugrupowania społeczno-polityczne i próbował stworzyć jakąś unię narodową osób wiodących różnymi drogami do jednego celu – dobra i miłości Ojczyzny. (…) Był pełen prostoty i gotów zawsze do usług, nie zważając na to, co ludzie powiedzą.
(…) Jego mieszkanie i garaż były zawalone darami dla biednych rodzin, dla wyrzuconych z pracy. Osobiście bardzo często woził dary rodzinom potrzebującym. W czynieniu dobra był zaskakujący. W mroźną noc wigilijną podczas stanu wojennego wsiadł do samochodu i dotarł do straży wojskowych na ulicach, wysiadł z samochodu, zbliżył się spokojnie do żołnierzy, którzy stali gotowi do strzału, wyciągnął opłatek i dzielił się z nimi. Młodzi żołnierze, od wielu miesięcy odcięci od świata za murami koszar, nieświadomi najczęściej sytuacji politycznej i społecznej, płakali ze szczęścia, że ktoś o nich pomyślał tak zwyczajnie w tę świętą noc”*.
Znane są świadectwa tych, którzy pod wpływem jego homilii odnaleźli sens życia. Wiele osób uporządkowało swoje życie małżeńskie i rodzinne. Ks. Popiełuszko przygotowywał dorosłych do sakramentu Chrztu i Komunii św. Ci, którzy znali go osobiście, potwierdzają, że miał w sobie jakiś dar dobroci, któremu ludzie się poddawali. Obecny niejednokrotnie na sali sądowej, by podtrzymywać na duchu niewinnie sądzonych. W „Solidarności” widział ratunek dla Polski. W pamięci robotników z Huty Warszawa pozostała Droga Krzyżowa, którą prowadził specjalnie dla nich na wałach Jasnej Góry.
Mimo słabego zdrowia, częstych bólów głowy i innych dolegliwości nigdy nie odmówił, gdy proszono go o posługę. W Bydgoszczy 19 października 1984 roku, mimo, że czuł się chory, odprawił Mszę św. i poprowadził różaniec z rozważaniem Męki Chrystusa.
Procesja z relikwiami bł. ks. Jerzego do Świątyni Opatrzności Bożej, podobnie jak jego pogrzeb, była wielką patriotyczną manifestacją. To najliczniejsza jak dotąd w historii wilanowskiego Sanktuarium procesja z relikwiami męczennika. Uczestniczyło w niej ponad sto tysięcy osób.
„Wy macie na Żoliborzu trumnę, która jest skarbem – mówił w jednym ze swoich kazań ks. Józef Tischner. – Strzeżcie pilnie tego skarbu. Bo takie trumny są na Wawelu”.
W wilanowskim Sanktuarium czcimy relikwie patrona naszych czasów. Strzeżmy pilnie tego skarbu.
*Fragmenty: Ksiądz Jerzy Popiełuszko. 1947-1984, walka, męczeństwo, pamięć, wyd. Biały Kruk, Kraków 2009.
Zobacz także: