Ofiarować cząsteczkę siebie
Stała grupa szybkiego reagowania. Zawsze gotowa do pomocy. Bez ich życzliwości, uśmiechu, skupienia i ofiarności wiele akcji Centrum Opatrzności Bożej byłoby z góry skazanych na niepowodzenie. Nasi wolontariusze. Mówią, że to Pan Bóg daje im zdrowie i siłę do tego, by pomagać.
O swojej pracy w wolontariacie Centrum Opatrzności Bożej opowiadają p. Helena Opęchowska i p. Alicja Karwowska.
Dlaczego to robią?
Pani Helena Opęchowska: Od 10 lat jestem parafianką Świątyni Opatrzności Bożej. Bardzo się cieszę, że trafiłam w to miejsce – mówi pani Helenka. – Z natury jestem osobą lękliwą. To patrzenie na Świątynię Opatrzności Bożej i przypominanie sobie, że Opatrzność Boża czuwa nad wszystkim, pomaga w uwalnianiu się od lęków, które mi towarzyszą. Gdy moja sąsiadką zadzwoniła i zapytała, czy byłabym zainteresowana pomocą w wolontariacie, chętnie się zgodziłam. Jestem już na emeryturze. Cieszę się, że mogę mieć taki drobny wkład w budowanie tego Sanktuarium. To jest niewielka pomoc, ale jeśli mogę ten czas zaofiarować, to chętnie się nim dzielę.
Pani Alicja Karwowska: W Wilanowie i w parafii Opatrzności Bożej jestem od 2016 roku, czyli od momentu, kiedy górna Świątynia otworzyła się dla wiernych – wspomina pani Ala. – Do pracy jako wolontariuszka trafiłam tutaj przez moją znajomą, Marysię. Poznałyśmy się na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Pomagam tyle, ile mogę. Jestem na emeryturze, więc może mam trochę więcej wolnego czasu… – mówi z uśmiechem i lekkim wahaniem w głosie. – Przychodzę tu z wielką chęcią.
Co robią?
Pani Helenka: Przeważnie wkładamy do kopert listy ze wszystkimi dodatkami. Sprawdzamy jakość produktów, które trafią potem do wysyłek do Darczyńców Sanktuarium lub do sprzedaży w sklepie.
Pani Ala: Przez nasze ręce przeszło tysiące medali. Każdy musiał być dokładnie obejrzany, czasem pod specjalną lupą, czy nie zawiera zarysowań, zaciemnień, uszkodzeń. Medal należało wyjąć z kapsla, dokładnie sprawdzić przy dobrym świetle, następnie te prawidłowe, nieuszkodzone, które przeszły pozytywnie kontrolę jakości, umieścić ponownie w kapslu, włożyć do obwoluty, etui lub specjalnego pudełeczka. Zapakować w zbiorcze pudła, policzyć, zabezpieczyć, opisać zawartość. Przyznaję, że czasem ta praca była długotrwała i żmudna. Wymagająca skupienia uwagi.
Kiedy pomagają?
Pani Helenka: Jesteśmy proszone o pomoc najczęściej przed wydarzeniami, jakie mają miejsce w naszym Sanktuarium oraz w okresie przed świętami. To czas, kiedy wysyłane są zaproszenia do udziału w uroczystościach do różnych grup, a dostojnych gości zapraszanych na Święto Dziękczynienia czy obchody Narodowego Święta Niepodległości jest naprawdę bardzo wielu. Centrum Opatrzności Bożej skupia wokół siebie liczne grono życzliwych osób, z którymi utrzymuje stałe relacje, więc do zapakowania przed świętami czeka na nas czasem ponad 2 tysiące kartek z życzeniami.
Pani Ala: Na ogół pracujemy 4 godziny dziennie, ale jak trzeba, to zostajemy dłużej. Muszę jednak powiedzieć, że ta praca bywa bardzo wyczerpująca. 4 godziny to jest tak w sam raz.
Co na to rodzina?
Pani Helena: Jeśli wnuki czy dzieci mnie potrzebują, zawsze jest to priorytet. Moje wnuki są w przeważającej większości dorosłe, choć mam jeszcze jedną ostatnią wnusię, 4-letnią, ale ona chodzi do przedszkola, więc nie poświęcam jej tak dużo czasu. Mąż jest bardzo samodzielny, a reszta rodziny nie ma nic przeciwko temu. Moje córki cieszą się wręcz: „to bardzo dobrze, że wychodzisz z domu, że działasz”.
Pani Ala: Jestem wdową od dwudziestu paru lat. Mieszkam sama, więc nikt mi nie mówi, gdzie mam chodzić i co mam robić. W tym miejscu spotykamy się w sympatycznym zespole, możemy podzielić się i ucieszyć nawzajem swoją obecnością.
Grupa szybkiego reagowania
Pani Ala: Jak zaczynałam tutaj pracę, przy tym stole siedziało czasem aż 10 osób. Do pomocy tu w Wilanowie przyjeżdżała nawet pani z Włoch… – uśmiecha się pani Ala. – Mam na myśli oczywiście tę odległą dzielnicę Warszawy. To było naprawdę duże grono. Ale też i pracy dla nikogo nie brakowało.
Teraz mamy taką stałą grupę szybkiego reagowania na miejscu w Wilanowie, zwerbowaną z pań, które mieszkają blisko Świątyni. Jest nas trójka lub czwórka i radzimy sobie.
Pani Helenka: Pan Bóg daje zdrowie i siłę do tego, by pomagać. By ofiarować cząsteczkę siebie.
Pani Ala uśmiecha się: Jeszcze pomyślunek jest taki, że nie robimy za dużo błędów. Choć czasami się zdarzają.
COB: Pierwsza prawda jest taka, że gdy nasi wolontariusze patrzą na coś zupełnie świeżym okiem, umieją wytropić błąd, którego wcześniej w ogóle nie dostrzegaliśmy. Za tę nieocenioną pomoc jesteśmy im bezgranicznie wdzięczni. Zaś druga prawda brzmi: Nie wyobrażamy sobie (i nie jest to wcale kwestia naszej ograniczonej wyobraźni) Centrum Opatrzności Bożej bez naszego wspaniałego wolontariatu. Po prostu.