Droga Krzyżowa Jana Dawida Kuracińskiego w Sanktuarium Opatrzności Bożej
Pielgrzymi nawiedzający Sanktuarium Opatrzności Bożej z zachwytem patrzą na stacje Drogi Krzyżowej zawieszone na filarach nawy bocznej okalającej wilanowską Świątynię. Autorem dzieła jest wybitny rzeźbiarz JAN DAVID II KURACIŃSKI. – Rzeźbiąc tę Drogę Krzyżową, prosiłem Jezusa Chrystusa, aby pomógł mi trafnie przedstawić ból i mękę Pańską w trójwymiarowej formie – mówi o swoim dziele artysta.
O tym jak powstawała Droga Krzyżowa rozmawiamy z Janem Dawidem II Kuracińskim i Barbarę Łojek-Kuracińską na początku Wielkiego Postu 2024.
Red.: Po 25 latach pobytu na emigracji powrócili Państwo z Nowego Jorku do Polski. Znowu w Góry Świętokrzyskie i do Warszawy.
Barbara Łojek-Kuracińska: Wszyscy się dziwią, ale nie mamy wątpliwości. Taka jest nasza droga, zawiła, ale zawsze do domu, bo mimo wszystko, dom jest jeden. Polska. Tym bardziej, że trzecia, ostatnia część życia zobowiązuje wreszcie do utrwalenia ważnych zadań w życiu każdego artysty. Wszystko zaczęło się w Warszawie. Warszawa to był czas studiów i marzeń o artystycznej przyszłości. Potem emigracja 1972 roku na Zachód, mała stabilizacja i New York, New York…. Wreszcie powrót po 25 latach do Ojczyzny.
Droga Krzyżowa powstawała tu, w Polsce. Dlaczego?
Jan Dawid II Kuraciński: Sztuka zawsze była swoistym odzwierciedleniem czasu, w którym ją tworzono. W Nowym Jorku chyba bym takiej Drogi Krzyżowej nie wyrzeźbił. Panowała tam atmosfera takiego liberalizmu, w którym królowały hasła: Break all the rules albo Get high before you die!, że droga do Boga wydawała się bardzo daleka. W Polsce jest zupełnie inaczej. Uważam, że moja duchowość znacznie się tutaj pogłębiła. Często na te tematy rozmawiamy i długo dyskutujemy z żoną, Barbarą.
To właśnie Krzyż jest najwartościowszą drogą, która prowadzi do Zbawienia. Cały mój życiorys to ciągły lęk przed utratą czasu, który dostałem od Wszechmocnego. Wiem, że człowiek odchodząc, zabiera ze sobą tylko to, co dał innym. Robiąc Drogę Krzyżową, prosiłem więc Jezusa Chrystusa, aby pomógł mi trafnie przedstawić ból i mękę Pańską w trójwymiarowej formie. W literaturze słowo tworzy formę, a w rzeźbie jest odwrotnie, to forma tworzy treść.
Co było najważniejszym źródłem inspiracji w tej pracy?
BŁK: Niby wszyscy znamy Drogę Krzyżową, umiemy na pamięć, często praktykujemy. Ale przetworzyć Boże tworzywo, jakim jest drewno, w religijne przeżycia, to nie lada wyzwanie. Więc artysta długo się przygotowuje. Zbija z desek ciężki krzyż, zaprasza kuzyna fotografa Krzysia na sesję zdjęciową, chce swoiście przeżyć wszystkie pozycje, jakie ciało musi znieść w trakcie dźwigania takiego ciężaru i to pod górkę przecież. Górki na naszym podwórku przy pracowni rzeźbiarskiej nie ma, ale od czego wyobraźnia, no i pasja…. Pasja!
Czyżby „Pasja” Mela Gibsona odegrała w tym dziele twórczym także swoją rolę?
BŁK: Film Gibsona był jedną z najważniejszych inspiracji do tej pracy. Jak chyba wszyscy, tak i my przeżyliśmy go bardzo, właściwie do dzisiaj trwa w naszej wyobraźni i sercu. W jakiś tajemniczy sposób wpływa na nasze życie. Przynosi owoce. Fotograf „strzela” pojedyncze sekwencje, Jasio idzie, dźwiga, myśli, liczy, kombinuje, jak zwykle, najpierw analiza, potem synteza. Wybór najważniejszych, najbardziej komunikatywnych elementów tej drogi, bo tylko tak widz będzie mógł sobie wyobrazić i odczuć tę mękę, to poświęcenie, tę wytrwałość w dążeniu do celu. Zaopatrzywszy się w odpowiednio suche, wyleżałe drewno, artysta zaczyna pracę: mozolną, powolną, z przerwami. Obliczyliśmy, że trwała w sumie około czterech lat.
Dokąd trafiło gotowe dzieło: 14 wyrzeźbionych stacji?
BŁK: Pierwsze kroki ta Droga Krzyżowa postawiła w parafialnym kościele Najświętszego Zbawiciela w Warszawie. Dzięki pomocy naszego kochanego proboszcza, śp. ks. prałata Bronisława Piaseckiego, była tam eksponowana przez ponad rok. Rozmawialiśmy nawet o zastąpieniu przez nią innej, starej, malowanej bardzo realistycznie Drogi. Tym bardziej, że oddźwięk parafian był bardzo pozytywny, wiele osób nawet przynosiło nam własne rozmyślania na temat poszczególnych stacji. Jednak opinia niektórych parafianek, że ludzie przyzwyczaili się do starej Drogi i nie chcą się jej pozbywać, przeważyła.
I Droga ruszyła w drogę…
BŁK: Następny etap, w poszukiwaniu miejsca dla naszej Drogi to Archikatedra Św. Jana Chrzciciela na Starym Mieście. Nie miała ona wtedy swojej własnej Drogi Krzyżowej. Nasza została tam wystawiona i wisiała na pięknych kolumnach. Zdobiła je, nadając im należytej powagi przez blisko rok. Jednak ks. prałat Bogdan Bartołd poinformował nas, że jest za mała do tych kolumn, a poza tym kościół pragnie mieć Drogę Krzyżową w innym, trwałym materiale. Droga została więc zdjęta i odesłana do pracowni. Było nam bardzo smutno. Wtedy postanowiliśmy ofiarować ją Kościołowi. Czekała na swój czas…
Ale wówczas stała się ona już dość znana w Warszawie i wiele osób modliło się o stałe, godne dla niej miejsce.
BŁK: To prawda. No i Bóg chyba wysłuchał naszego „błagania”, bo niedługo potem, ks. prałat Bartołd zadzwonił i poprosił o pozwolenie wystawienia tej Drogi w… Świątyni Opatrzności Bożej! Well, sometimes dreams come true! Z wielką radością przystaliśmy na tę propozycję. I czasem teraz odmawiamy ją tutaj, w tłumie, z należytym szacunkiem i powagą. Osobiście uważam, że Droga Krzyżowa jest ukoronowaniem twórczości chyba każdego artysty, Jana Kuracińskiego też.
Zobacz także:
Droga Krzyżowa wg rzeźby Jana Dawida Kuracińskiego z rozważaniami JE ks. bp. Józefa Zawitkowskiego “Ręce, które mówią i czynią”
Czym jest dla Pana to dzieło w kontekście bogatej i wysoko cenionej na całym świecie twórczości?
JDK: W Drodze Krzyżowej można znaleźć wszystko to, czym żyłem. I ciało i duszę, Boże stworzenie w całej krasie. Każdy może tam znaleźć coś dla siebie.
A które ze swoich dzieł ceni Pan najbardziej?
JDK: Kilka pomników, które udało mi się zrealizować w Polsce, np. pomnik Jana Pawła II, abp. Zygmunta Felińskiego, Św. Józefa, premiera Jana Olszewskiego i wiele innych realizacji, np. cykle płaskorzeźb Madonny Polskie, Tryptyki Pasyjne, Tajemnice Różańcowe, a także Panteon Niepodległości Polski, składający się z ok. 50 płaskorzeźb najwybitniejszych Polaków walczących swym życiem o niepodległość Polski. Jeśli zaś chodzi o USA, to z dzieł, które powstały w ciągu naszego 25-letniego pobytu, najbardziej cenię cykle figuratywne Manhatańczyków – to studia charakterów ludzkich i ich problemów.
Dziękuję za rozmowę.
Jan Dawid II Kuraciński urodził się w 1941 r. w Mierzanowicach na Kielecczyźnie, nieopodal Gór Świętokrzyskich. Ukończył Liceum Plastyczne w Kielcach, a następnie w 1968 r. zdobył dyplom Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie studiował u prof. Mariana Wnuka.
W 1972 r. udał się na emigrację. Najpierw do Wiednia, a potem do USA. Zanim w Nowym Jorku, wraz z żoną i zarazem menadżerem, Barbarą Łoykówną otworzyli w 1976 roku „David II Sculpture Studio” na Manhattanie, artysta ciężko pracował jako intendent, mył szyby, czyścił kominy. Jak wspominają, „wszystko, co mają, zawdzięczają optymistycznej naturze Barbary i chłopskiemu uporowi Jana”.
Galeria na Manhattanie, znana także jako ERA-ART GALLERY stała się niebawem ważną placówką artystyczną i kulturalną. Jan Dawid II Kuraciński całkowicie poświęcił się pracy artystycznej. Rzeźbił w drewnie, metalu, a także plastiku. Jego prace trafiły do wielu galerii.
W latach 1979-81 powstały serie rzeźb: Brooklińczycy i Manhatańczycy. Są to niewielkich rozmiarów odlewy z brązu przedstawiające sylwetki ludzi z ulicy, często postaci symboliczne. W latach 1977-81 powstał cykl głów nazwanych „Ściana płaczu”. Artysta podjął temat martyrologii Żydów, a także odwieczne pytanie o pamięć i przemijanie. Rzeźby te były wystawione w czerwcu 1993 r. w konsulacie RP w Nowym Jorku, a następnie w Guggenheim Museum, Museum of the City of New York.
W 1998 r. Jan Dawid II Kuraciński i Barbara Łojek-Kuracińska wrócili do Polski. U podnóża Gór Świętokrzyskich zorganizowali pracownię artysty.