Dar Opatrzności Bożej – rozmowa z kardynałem Kazimierzem Nyczem
O swojej posłudze, zawierzeniu Opatrzności Bożej i powstawaniu wilanowskiego Sanktuarium mówi kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski.
Jakie wydarzenia z okresu posługi Arcybiskupa Metropolity Warszawskiego uważa Ksiądz Kardynał za najważniejsze, najbardziej przełomowe? Które z nich były dla Eminencji największym wyzwaniem, a które przyniosły najwięcej satysfakcji?
kard. Kazimierz Nycz: Myślę, że podsumowanie siedemnastu lat lepiej zrobią inni, niż ja sam. Oczywiście, nie przypisuję sobie, broń Boże, żadnych zasług. Są jednak sprawy, które uważam za ważne: to procesy beatyfikacyjne księdza Jerzego Popiełuszki i kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Trzecią ważną dla mnie sprawą było oczywiście dzieło Opatrzności. Mam na myśli całokształt tego zadania, które stanęło przed Warszawą, przed Wilanowem, przed diecezją, mianowicie zarówno rozwój kultu Opatrzności Bożej, jak i to dzieło, któremu na imię Świątynia Opatrzności Bożej. Przypomnijmy, że kiedy przyszedłem, ta świątynia była na etapie dolnego kościoła w stanie surowym. Funkcjonował już początek Panteonu, spoczywał w nim już ks. Jan Twardowski, ale całe ogromne dzieło budowy samej Świątyni, głównej części budynku, łącznie z muzeum i z kopułą były wciąż przed nami.
Jak wspomina Ksiądz Kardynał wznowienie budowy Świątyni Opatrzności Bożej w roku 2008?
Pierwsze miesiące pochłonęło ocenianie możliwości, potem szukanie sposobu, w jaki uruchomić ludzi w Polsce, żeby rzeczywiście ten potężny kościół zbudować. Budowa była w początkowym stadium, a perspektywa wzniesienia skomplikowanych ścian, sufitu, kopuły, przytłaczała zarówno fizyczną wielkością, jak i ogromem wyzwań. Zawsze podziwiałem odwagę kardynała Józefa Glempa, który po prostu podjął się realizacji obietnicy niewypełnionej przez 200 lat. Gdy jako biskupi zobaczyliśmy to miejsce w 2002 r. podczas wmurowania kamienia węgielnego, dookoła były same pola i łąki.
Prymas nie czekał aż włączą się w to inni, ale zaczął budować. Dziś, po 22 latach stoi dookoła trzydziestotysięczne osiedle, a w jego centrum kościół. Świątynia stała się darem Opatrzności, a ta parafia – ostoją tego sanktuarium. Jednak wówczas, w latach 2007-2008 budżet inwestycji szybko się skończył i trzeba było ją trochę, a nawet całkiem zatrzymać. I w takim momencie zostałem ją jako biskup. Sytuacja na pewno nie była prosta i obaw było wiele. Nie można było zmniejszyć skali wyzwań, ani tym bardziej z nich zrezygnować. Trzeba było opracować plan działania.
Dzięki Bożej Opatrzności i wielu ludziom dobrej woli udało się go zrealizować w latach 2008-2015, a w 2016 r. otworzyć Świątynię dla kultu i pielgrzymów. Sporo też udało się zrobić później: mam na myśli ścianę ołtarzową, rzeźbę Chrystusa Zmartwychwstałego i prezbiterium, ale także wszystkie inne rzeczy, które należą do etapów wykańczania i upiększenia wnętrza. Wśród nich choćby to piękne, potrzebne Polsce, nie tylko Kościołowi, Mauzoleum Prezydentów RP na Uchodźstwie i Izba Pamięci. Dziś Świątynia stała się potrzebna przy wielu okazjach: państwowych, kościelnych, kulturalnych. Sprawdza się, bo to piękne miejsce, w którym się mieści naraz trzy, a jak trzeba to i pięć, czy sześć tysięcy ludzi jak to było przy beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego. Wraz z tą pracą, nazwijmy budowlaną, która była ważna, potrzebna i piękna, w Sanktuarium nieustannie rozwija się kult Opatrzności Bożej.
Galeria zdjęć z otwarcia Świątyni Opatrzności Bożej 11.11.2016 roku:
Inicjując na nowo budowę Świątyni Opatrzności Bożej, Ksiądz Kardynał powołał zespół świeckich i powierzył im organizację Święta Dziękczynienia oraz prowadzenie Centrum Opatrzności Bożej we współpracy z duchownymi. Jak Kardynał ocenia tę decyzję i jej owoce z perspektywy czasu?
Nie miałem najmniejszej wątpliwości, że zadania techniczne, projektowe, wykonawcze, budowlane i promocyjne tak wielkiego przedsięwzięcia muszą być dziełem świeckich, bo po prostu my, księża czy biskupi nie znamy się na tym. Świeccy też zajęli się organizacją Święta Dziękczynienia, które uzmysłowiło wszystkim, że w Warszawie powstaje miejsce, gdzie ludzie mogą przychodzić, by dziękować za sprawy historyczne, za ludzi i wydarzenia z przeszłości, ale równocześnie zawierzać Opatrzności przyszłość, czyli to, co jest przed nami. Miałem już doświadczenie takiej współpracy przy budowie Sanktuarium w Łagiewnikach. To był warunek sine qua non budowy w Wilanowie. Trzeba to było powierzyć świeckim, i to w całej Polsce, także dlatego, że świeccy składali, składają i mam nadzieję, że jeszcze będą składać swoje ofiary na rzecz tej budowy. Świątynia została zbudowana więc przez Centrum Opatrzności Bożej, na czele którego stanął prezes Piotr Gaweł, przez ludzi świeckich, ale także – oczywiście – przez proboszczów parafii, w tym przez ostatnie piękne lata, przez ks. Tadeusza Aleksandrowicza.
Inicjując w 2008 roku doroczne Święto Dziękczynienia Ksiądz Kardynał pragnął, byśmy nauczyli się częściej mówić „dziękuję”. Jak dzisiaj Eminencja ocenia tę inicjatywę?
Przez pierwsze lata było to rzeczywiście słowo „dziękuję”, bo szukaliśmy klucza do tego, jak podziękować Bogu, który w swojej Opatrzności kieruje i rządzi światem, człowiekiem i jego losami. Stąd narodził się Dzień Dziękczynienia. Do tego wielkiego dziękczynienia za wielkie wydarzenia, za Konstytucję, za historię, za wolność, ale także za wielkich ludzi, takich jak Karol Wojtyła czy Stefan Wyszyński dołożyliśmy drugie słowo: „zawierzam”. Po to, by nie zapominając o przeszłości, wychylić się ku przyszłości. Żeby trwać w takim stałym napięciu: uwzględniać przeszłość, uczyć się na niej, a jednocześnie mądrze i roztropnie iść do przodu. Gdyby bowiem patrzeć tylko wstecz, można się potknąć o to, co przed nami. Stąd wątek zawierzenia Bogu niepewnej przyszłości.
Trzecim elementem, który stał się kluczowy w życiu Sanktuarium to pokazywanie działania Opatrzności Bożej poprzez świętych. Stąd pomysł, by do Świątyni wprowadzać kolejno ich relikwie. Przyjęliśmy na początek klucz wyniesionych na ołtarze przez świętego Jana Pawła II. Tak się stało, że dziś jakby na czele tego pocztu świętych i błogosławionych stoi bł. kardynał Wyszyński i św. Jan Paweł II w swoich rzeźbach, ustawionych ostatnio w prezbiterium. W życiu świętych i błogosławionych, gdy patrzy się na ich drogę, najlepiej widać, że po tych krzywych ludzkich liniach, które jakoś tam kreślimy w życiu, Pan Bóg w swojej Opatrzności potrafi pisać prosto. Wprowadzanie nowych świętych i błogosławionych sprzyja włączaniu się w życie Świątyni Opatrzności Bożej wielkich zakonów i wspólnot, które ich czczą.
Często Ksiądz Kardynał mówi, że zostawia następcom dokończenie budowy Świątyni. Co dokładnie ma Eminencja na myśli?
Mam na myśli przede wszystkim wielu następców, bo dzieło wykończenia tej świątyni to zadanie na jeszcze kilkadziesiąt lat. To nie tylko pewne ważne elementy, które są potrzebne do konsekracji kościoła: droga krzyżowa, organy i witraże, w których można zawrzeć piękną ikonografię związaną z Opatrznością… Są także rzeczy takie, które zapewne będą kwestią jeszcze dalszej przyszłości. Z pewnością każdy z moich następców, jeśli będzie pragnął dołożyć tu swoją cegiełkę, będzie miał wielkie możliwości działania.
Jakie przesłanie skierowałby Ksiądz Kardynał do Darczyńców, którzy swoją modlitwą i ofiarnością wspierali Świątynię Opatrzności Bożej i tych, którzy będą to robić w przyszłości?
Pierwsza myśl: żeby wytrwali i potrafili to swoje zaangażowanie przekazać młodszemu pokoleniu. To, że Świątynia stoi i można jej piękno podziwiać w telewizji w każdą niedzielę, nie oznacza, że to dzieło już jest skończone. Dla wszystkich jest otwarte: dla Darczyńców i tych, którzy mogą nimi być w przyszłości. Niech budują kult Opatrzności Bożej w tej świątyni przez pielgrzymowanie, modlitwę, łączność, niech swoją pobożność zawierzenia i dziękczynienia uczą się pielęgnować w swoim życiu.
Czy patrząc na swoje życie z perspektywy mijających lat, dostrzega Ksiądz Kardynał w nim działanie Bożej Opatrzności?
Patrząc z perspektywy prawie seniora na te 17 lat w Warszawie czy 36 lat bycia biskupem to rzeczywiście można narysować taką drogę Opatrzności, której człowiek by sobie nie wymyślił i nie zaplanował. Nigdy nie myślałem, że zostanę biskupem, i to mając 38 lat! Nie pomyślałem, że będę nim w Krakowie, a potem, że będę w Koszalinie, a potem jeszcze w Warszawie. To są wszystko takie znaki, które trudno odczytywać tylko po ludzku. Jako biskup wiele razy stawałem wobec zadań, których sam bym nie udźwignął. Wiedziałem, że może to zrobić tylko Pan Bóg, jeśli zechce. Poczynając od samej Świątyni Opatrzności Bożej, a skończywszy na wszystkich wielkich sprawach duszpasterskich, na przykład dotyczących ludzi młodych, studentów, małżeństw.
Jak zachęcić wiernych do większego zawierzenia Bożej Opatrzności w swoim życiu?
Bez postawy zawierzenia stajemy się nerwowi, bo „wszystko ode mnie zależy, wszystko muszę zrobić”. Jeżeli człowiek zobaczy, że pomoc Pana Boga jest potrzebna, zyskuje spokojniejszy, zdrowszy dystans do spraw i rzeczy. Widzę to często w swoim własnym życiu.
Rozmowa ukazała się w Magazynie “Dziękuję” nr 3(65)//2024