Arcydzieło życia codziennego. 60-lecie małżeństwa Państwa Kazimiery i Tadeusza Kułagów w Świątyni Opatrzności Bożej
– Dlaczego moi Rodzice przeżyli wspólnie tyle lat? Pewnie dlatego, że pochodzą z pokolenia, które w sytuacji, gdy coś się psuło, nie wyrzucali tego na śmietnik, tylko po prostu naprawiali – mówi pani Beata Widuch, córka Państwa Kazimiery i Tadeusza Kułagów, którzy 30 grudnia będą w Świątyni Opatrzności Bożej obchodzili 60. rocznicę sakramentu małżeństwa.
Jest rok 1960. Pani Kazimiera Śnieć z okolic Warszawy i pan Tadeusz Kułaga z okolic Tarnowa spotykają się w Sosnowcu. W tym mieście rozpoczynają swoją pracę. 28 grudnia 1963 roku w parafii św. Tomasza Apostoła ślubują sobie „miłość, wierność i uczciwość małżeńską”. 30 grudnia 2023 roku w wilanowskim Sanktuarium Opatrzności Bożej pani Kazimiera i pan Tadeusz będą świętować 60-lecie małżeństwa.
O swoich Rodzicach opowiada pani Beata Widuch, ich córka.
Czasy zgrzebnej komuny
Z dzieciństwa pamiętam, że żyliśmy raczej skromnie. Mama pracowała jako prządka w zakładzie włókienniczym w Sosnowcu. Tata był elektrykiem w Elektrowni Będzin. Często spotykam się z mitologizowaniem PRL-u. Tak wiele osób mówi, że niczego nie było, ale przecież ludzie wszystko mieli. To błędna opinia. U nas każdy sprzęt domowy został okupiony wielogodzinnym, a czasami wielodniowym staniem w kolejkach. Podobnie wszystkie rarytasy świąteczne: wędliny, egzotyczne owoce, kawa czy czekolada. Nie cierpiałam głodu, ale rzeczy luksusowych w domu po prostu nie było. Nie mieliśmy żadnej zaprzyjaźnionej „Pani”, która zostawiłaby coś pod ladą.
Rodzice nie potrafili dawać łapówek, nie umieli niczego „załatwiać”, żyli uczciwie i bogobojnie. Nie dostali przydziału na samochód, nie byliśmy nigdy na wczasach w Bułgarii, mieszkaliśmy w bloku. Nigdy też nie awansowali, bo nie zgadzali się wstąpić do PZPR. Byli zdecydowanymi przeciwnikami komuny i zawsze o tym w domu słyszałam.
Tata zaszczepił we mnie umiłowanie górskich wędrówek
Pasją Rodziców był ogródek pracowniczy. Oboje pochodzą ze wsi, więc pewnie to jakaś rekompensata tęsknoty za ziemią. Od wiosny do jesieni cały wolny czas spędzali na działce, tam mieli duże grono przyjaciół. Latem dołączała do nich moja córka, ich ukochana, jedyna wnuczka, Zuzanna. Ogródek sprzedali kilkanaście lat temu, kiedy zaczęli już trochę słabnąć.
Ale Tata, który kocha przyrodę, wciąż latem jeździ do Parku Śląskiego, żeby pobyć wśród drzew i zieleni. Zawsze też angażował się w inicjatywy na rzecz ochrony środowiska. Kiedy byłam dzieckiem, zabierał mnie na rajdy pracownicze w Beskidy, ze swojego zakładu pracy. Dzięki niemu polubiłam chodzenie po górach.
Tata miał też mnóstwo innych pasji. Pamiętam, jak uczył się esperanto, zbierał znaczki, przez wiele lat jeździł na łyżwach, na rowerze jeszcze dzisiaj mu się zdarza – czasami wypożycza, kiedy jest w parku. Ale najbardziej kochał czytanie.
Rękodzieła mamy są dziełami sztuki
Mama jest domatorką, ostoją domowego ogniska. Zawsze pysznie gotowała i znakomicie piekła ciasta. Lubiła też robótki ręczne, do dzisiaj jeszcze szydełkuje, choć mniej, bo oczy szybciej się męczą. Wyszywa też obrazy haftem krzyżykowym, głównie dzieła wielkich mistrzów o tematyce religijnej. Zawsze lubiła programy i książki o sztuce i artystach. Do dzisiaj kolekcjonuje albumy malarskie, chętnie przegląda obrazy tych bardziej i mniej znanych.
W czasach zgrzebnej komuny wszyscy troje nosiliśmy ubrania uszyte bądź wydziergane przez mamę. Wtedy mnie to nie zachwycało, chciałam mieć ubrania ze sklepu jak inne dzieci. Dziś oczywiście żałuję, że czasem powiedziałam Mamie coś przykrego, że czegoś nie będę nosić. Teraz, przy zalewie masowej produkcji, takie ubrania „handmade” mają wielką wartość, czasem to wręcz dzieła sztuki.
Najpiękniejszy prezent z dzieciństwa, jaki pamiętam, to kolekcja ubranek dla mojej lalki, które Mama sama uszyła z różnych skrawków materiałów, nawet nie wiem, jak zdobytych.
Wybór papieża i stan wojenny
Pamiętam z dzieciństwa dzień, kiedy zmarł Jan Paweł I, ogłoszono kolejne konklawe i spytałam Taty, czy mogą wybrać „naszego”. Tata powiedział, że Wojtyły raczej nie, bo za młody, ale Wyszyński ma szansę… Radość po ogłoszeniu wyników konklawe była ogromna, choć moja wynikała tylko z dziecięcej narodowej dumy. U Rodziców były to nadzieje związane z walką z komuną.
Po sierpniu 1980 Mama zaangażowała się w działalność związkową. Stan wojenny był dla Rodziców ogromnym ciosem. Pamiętam, że rano, kiedy dowiedzieliśmy się, co się stało, Rodzice pobiegli na działkę, żeby spalić związkowe gazety, ulotki, „bibułę” i nawet do końca nie wiem, co, bo nie opowiadali mi o takich rzeczach.
Zawsze otwarci i pomocni
Obecnie Rodzice są mieszkańcami parafii pw. Świętego Łukasza Ewangelisty w Sosnowcu. Wspomagają finansowo, oprócz Świątyni Opatrzności Bożej także inne inicjatywy religijne i ewangelizacyjne: Radio Maryja, Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka, Instytut im. Ks. Piotra Skargi, Wyższe Śląskie Seminarium Duchowne, Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego – Księży Pallotynów i oczywiście swoją parafię.
Co wyniosłam z domu rodzinnego?
Religijne wychowanie, uczciwość, empatię, zamiłowanie do książek i pewnie wiele innych cech, z którymi się tak zrosłam, że ich nie dostrzegam…
Rodzice, co mnie smuci, nie mają już swoich marzeń. Może jakieś związane z przyszłością moją lub mojej córki. Natomiast moim marzeniem jest, żeby zamieszkać gdzieś we własnym domu, blisko natury, tak, żeby zapewnić rodzicom wspólne radosne lata, w godnych warunkach i z opieką, na jaką zasługują.
Twarde charaktery – czułe serca
Pracuję w telewizji TVP3 Katowice jako montażystka. Dwa lata temu miałam okazję montować film dokumentalny o adoptowanym synu pp. Iwaszkiewiczów, chłopcu, który ocalał z Rzezi Woli w 1944 roku, uciekając sprzed karabinów esesmanów, podczas gdy jego rodzice i rodzeństwo zostali rozstrzelani.
Kiedy bohater filmu opowiadał o swoim trudnym życiu, uświadomiłam sobie, że to są właśnie czasy, w których dorastali moi Rodzice. Czasy trudne, wymagające przedwczesnej dojrzałości, kształtujące twarde charaktery. A mimo to, potrafili odnaleźć w sobie niezmierzone pokłady miłości i cierpliwości rodzicielskiej, których nie zdążyli otrzymać w wystarczającej ilości od swoich rodziców. Ale mieli ją dla mnie, dla mojej córki, i mam nadzieję, że będą mieli szansę okazać je również prawnukom. Choć na razie ich wnuczka jest zaręczona i ślubu jeszcze nie planuje. To ja liczę na jakiś plan Bożej Opatrzności:)
Zobacz także: