Bł. ks. Wicek Frelichowski męczennik z Dachau patronuje XVI Świętu Dziękczynienia
Bł. Stefan Wincenty Frelichowski – młody kapłan, harcerz – oddał swoje życie w Dachau. Umarł na 2 miesiące przed wyzwoleniem obozu. Miał zaledwie 32 lata. 4 czerwca wniesiemy Jego relikwie do Sanktuarium Opatrzności Bożej.
Patron Harcerstwa Polskiego, wyniesiony na ołtarze przez papieża Jana Pawła II, będzie w tym roku także szczególnym patronem XVI Święta Dziękczynienia, podczas którego „Dziękujemy za czyniących pokój”.
W Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską 1939-1945* w rozdziale dotyczącym kapłanów z diecezji chełmińskiej, czytamy krótki telegraficzny zapis:
Frelichowski Stefan Wincenty – wikary par. NMP w Toruniu. Ur. 22 I 1913 r. w Chełmży, święc. kapł. 14 III 1937 r. Areszt. 19 X 1939 r. i osadzony w Forcie VII w Toruniu, w obozach konc.: Stutthof od 10 I 1940 r,. w Sachsenshausen od 10 IV 1940 r. i Dachau od 14 XII 1940 r. – nr obozowy 22492, zm. 23 II 1945 r. na tyfus plamisty.
A pod nim, maleńkim drukiem widnieje blisko sześć bitych stron świadectw Jego współwięźniów. To bodaj jeden z najobszerniejszych wpisów wspomnieniowych w całym tomie. Biskup Franciszek Korszyński**, który relacjonuje swój pobyt w obozie koncentracyjnym w Dachau, pisze wprost:
Promieniem, który po ks. biskupie Kozalu najsilniej jaśniał i najskuteczniej rozpraszał ciemności naszego obozowego życia w Dachau, był niewątpliwie ks. Stefan Frelichowski, kapłan diecezji chełmińskiej. Niezwykła to postać. Młody, bo urodzony 22 II 1913 roku, sympatycznej powierzchowności, zdolny, inteligentny, a przede wszystkim świętobliwy. (…)
Był jednym z najmłodszych kapłanów w obozie…
a przy tym miał niezwykle skromne mniemanie o sobie, gdy jednak chodziło o dobro dusz kapłańskich, nie zważał na to, iż w obozie było wielu starszych kapłanów, że niektórzy piastowali kiedyś godności kościelne i wysokie urzędy, lecz sam przewodniczył w modlitwach w swojej izbie, urządzał modlitwę wieczorną na innych izbach, organizował różne nabożeństwa i uroczystości, jak np. wzruszające ofiarowanie się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, które następnie odmawiano przez trzynaście piątków miesiąca aż do wyzwolenia.
Dusze nasze, tak często w różny sposób dręczone, nieraz przez dłuższy okres niemal ustawicznie żyły myślami o mogących spaść na nas nowych cierpieniach. To oczywiście obniżało poziom naszego myślenia. Ażeby go podnieść ks. Frelichowski, organizował konferencje duchowne, sam je głosił, a nawet rzucił myśl wydawania “Zeszytów rozważań”.
Szczególnie troszczył się o alumnów…
których w obozie była poważna gromadka z różnych seminariów i klasztorów. Starał się chronić ich przed zgubnymi wpływami obozu, pomagał im pielęgnować w sobie ducha powołania. (…) modlił się z nimi, specjalnie odprawiał Adorację Najświętszego Sakramentu. A ponieważ całym sposobem bycia ujmował sobie ich serca, duszpasterstwo nad przyszłymi sługami ołtarza udawało mu się w wysokim stopniu: swym umiłowaniem powołania kapłańskiego i entuzjazmem apostolskim podbijał ich umysły i serca (…). Jeżeli pomimo silnych i licznych pokus wytrwali oni w swym powołaniu niemal wszyscy, niektórzy zaś woleli śmierć ponieść niż się go wyrzec – to wielka tu zasługa i ks. Stefana. Troszcząc się o dusze kapłańskie i kleryckie,
nie zapominał o duszach świeckich współbraci-więźniów…
(…) Zdawać by się mogło, że obóz w Dachau to olbrzymia jego parafia, a on – jej duszpasterzem; stąd ten stale dręczący go niepokój o cierpiące tu dusze, o dusze narażone na pokusy od złego czy już w grzechu będące, a więc żyjące w niebezpieczeństwie wiecznego potępienia.
Były w obozie surowe zakazy udzielania więźniom sakramentów świętych. Nie przejmował się tym jednak ks. Stefan, lecz gdzie mógł, w różny sposób apostołował, a więc i sakramentów świętych udzielał, oczywiście po kryjomu, ostrożnie i sprytnie.
Często widziało się go na ulicach obozu rozmawiającego ze świeckimi kolegami raz wesoło, z humorem, innym razem poważnie , a każda taka rozmowa kończyła się refleksją, doprowadzała nawet do spowiedzi i Komunii Świętej. (…)
Będąc słabszego zdrowia, (…) każdy swój pobyt w szpitalu obozowym uważał za wyborną sposobność do apostołowania i skwapliwie z niej korzystał. Nie tylko skwapliwie, ale i umiejętnie. Ks. Stefan miał bowiem niezwykły dar serdecznego podchodzenia do wszystkich, z którymi obcował, a zwłaszcza do chorych. Przywitał się, zamienił parę słów, wreszcie siadał, bo nawiązywała się sympatyczna i serdeczna rozmowa (…). I oto nieraz można było widzieć kapłana, siedzącego u wezgłowia chorego, opierającego swoją głowę o jego głowę i udzielającego biednemu, ciężko choremu więźniowi sakramentu pojednania z Bogiem.
Chorzy w rewirze kochali go…
i cenili sobie współżycie z nim, jego pracę. Toteż, gdy wróciwszy do zdrowia, musiał opuścić rewir, bardzo tego żałowano. Ale i wtedy pamiętał o swych drogich chorych; jak mógł wspierał ich materialnie, posyłając im pożywienie i lekarstwa, czym jeszcze bardziej podbijał ich serca; zdobywał się na różne sposoby, byle tylko dostać się do nich, pomówić z nimi, pocieszyć ich, pojednać z Bogiem, udzielić im Komunii św.
To szczególnie umiłowane przez siebie duszpasterstwo chorych uprawiał ks. Frelichowski niemal od pierwszej chwili pobytu w Dachau przez długie miesiące i lata. A kiedy w grudniu 1944 r. wybuchła w obozie epidemia tyfusu i śmieć zbierała obfite żniwo, ks. Stefan z wyjątkową gorliwością i ofiarnością oddawał się swemu duszpasterstwu.
Biedni więźniowie ginęli masowo, a na ich miejsce przybywali inni ciężko chorzy, przeważnie na tyfus i krwawą biegunkę. (…) pod osłoną nocy przedzierał się przez kolczaste druty, oddzielające bloki zarażonych, i szedł do tych najbiedniejszych w całym obozie, niósł im pożywienie i lekarstwa, jakie dostał od kolegów, otrzymujących paczki z kraju, a przede wszystkim szedł do nich z sercem, ze swą pociechą, z kapłańską władzą rozgrzeszania i z Panem Jezusem, by zasilać ich dusze na drogę do wieczności.
On to pierwszy przyniósł na nasz blok wstrząsającą wiadomość o okropnych warunkach, w jakich spędzali ostatnie chwile swojego męczeńskiego żywota nieszczęśliwi więźniowie różnych narodowości, a były ich tam tysiące. On to opowiadał nam wzruszające i rozrzewniające sceny, towarzyszące jego apostolstwu wśród tych nieszczęśliwych: jak oni pragnęli Boga, jak pragnęli pojednać się z tym Bogiem… jak prosili o spowiedź i Komunię świętą… On dwoił się i troił, by im służyć. Znał kilka języków, służył więc swym rodakom, Francuzom, Niemcom, Włochom. (…) Spełniał to swoje bohaterskie duszpasterstwo, aż wreszcie zaraził się tyfusem plamistym.
Wieść o jego śmierci…
bardzo prędko rozeszła się po obozie, budząc u wszystkich szczery żal i smutek, że przestało bić to szlachetne, płomienne serce, że zamilkły te apostolskie usta, że umarł nasz kochany brat w Chrystusie, w kapłaństwie i w cierpieniu (…).
I oto stała się rzecz dziwna i dotąd w obozie jedyna. Gdy bowiem zwłoki wszystkich zmarłych w obozie z reguły były zaraz palone w krematorium lub zakopywane w ziemi (…) – to zwłoki śp. ks. Frelichowskiego były za zezwoleniem władz obozowych najpierw wystawione w szpitalu na widok publiczny, a potem oddane na spalenie. Wolno je było fotografować, rysować lub malować; z twarzy i głowy zrobiono maskę pośmiertną. Widocznie i władze obozowe miały dla ks. Frelichowskiego uznanie, skoro zgodziły się na to wszystko.
Z wielkim pietyzmem odniosły się do śmiertelnych szczątek Zmarłego tysiączne rzesze więźniów, którzy przez długie godziny defilowali przed nimi. Może niektórzy poszli zobaczyć je tylko z prostej ciekawości. Ale na pewno więcej było takich, co poszli mu złożyć należny hołd, poszli, by uczcić niezwykłego ducha. Wielu zamiast modlić się za jego duszę, jako to zwyczaj chrześcijański każe czynić w podobnych razach, modliło się do niego, jego orędownictwu u tronu Bożego polecając siebie i swoje troski.
Poznaj historię relikwii bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego
_________________________________________
*Ks. Wiktor Jacewicz SDB, ks. Jan Woś SDB, Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską 1939-1945, s. 47-50, Warszawa 1977.
**Ks. bp Franciszek Korszyński, Jasne promienie w Dachau, Poznań, 1957.
>>TUTAJ<< złóż intencję na Mszę Świętą, podczas której do Sanktarium Opatrzności Bożej zostaną wniesione relikwie bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego
Gorąco zapraszamy do udziału w tegorocznym Święcie Dziękczynienia! Wszystkie uroczystości będą także transmitowane na naszej stronie: https://www.centrumopatrznosci.pl/codzienna-transmisja-mszy/
Zobacz także:
- PROGRAM XVI ŚWIĘTA DZIĘKCZYNIENIA
- TRASA PRZEJŚCIA PIELGRZYMKI DZIĘKCZYNNEJ I INFORMACJE TECHNICZNE
- NOWENNA DO OPATRZNOŚCI BOŻEJ ZA WSTAWIENNICTWEM BŁ. STEFANA WINCENTEGO FRELICHOWSKIEGO